Stado: Stado Morskich Nimf
Podstawowe informacje: Ogier nazywa się Swan, achał-tekińskiki/arab, 3 lata
Wygląd: Swan ma 157 cm wzrostu w kłębie. Na pierwszy rzut oka bardzo łatwo można go pomylić z klaczą. Smukła sylwetka, zgrabne nogi z lekko zarysowanymi mięśniami, łabędzia szyja i głowa o delikatnie wklęsłym profilu. Uszy proporcjonalne do reszty ciała, nozdrza małe. Jego oczy są prawie czarne lecz zawsze widać odrobinę białka. Jest maści kasztanowatej, jego nogi zdobią śnieżnobiałe skarpetki sięgające połowy nóg. Rudy ogon jest nisko osadzony i krótki, jedwabisty w dotyku. Grzywa podcięta, tej samej barwy co ogon. Kopyta są nieduże ale twarde, dość jasne.
Charakter: Jego charakteru nie da się opisać w kilku słowach. Zmienny jak pogoda w Anglii. Jako źrebak zawsze było go wszędzie, najgłośniejszy w grupie, za co często mu się obrywało, nieokrzesany. Kiedy był zestresowany gwałtownie ruszał uszami i patrzył pod nogi. Do tej pory często taki robi. Może bez powodu kogoś kopnąć, ugryźć a potem zacząć całować i przytulać. Najpierw robi potem myśli. Nierzadko mówi coś niegrzecznego co wywołuje bijatykę. Mimo tego nie lubi zadawać bólu innym, woli patrzeć jak ktoś to robi. Jedyną pewną rzeczą jaką można mu przypisać jest to iż Swan "cierpi" na alghedonię. Jego kontakty z płcią przeciwną nie są najlepsze. Słabsze klacze traktuje często jak zabawki, zaś silniejszych się boi. Preferuje towarzystwo ogierów. Szanuje ich zwłaszcza kiedy wie, iż mogą go pokonać. Mimo tego jest dość nieśmiały.
Historia:
Urodził się w małej stadninie w Afryce. Często przybywali tam ludzie i wypożyczali konie oddając swoje. To było powodem samotności Swana. Gdy tylko mógł żyć bez matki ta została oddana i nigdy więcej jej nie zobaczył, o ojcu już nie wspominając. Nie przejął się tym zbytnio, z matką i tak nie przebywał wiele czasu. Przywiązał się za to do właściciela, którego uwielbiał z wzajemnością. Miał cudowne, wręcz bajeczne życie. Nikt go do niczego nie zmuszał, nikt mu nie rozkazywał.
Raz o świcie do jego domu przyjechał pewien podróżnik na ciekawej klaczy nieznanej mu rasy. Coś się w nim poruszyło, to coś sprawiło, że chciał ją poznać bliżej. Tuż po tym jak jej właściciel odjechał podbiegł do niej zgrabnym kłusem i przedstawił się. Po jakimś czasie zostali szczęśliwą parą ale ona niedługo po tym go zdradziła. Był wściekły chciał ją zabić. Niestety lub stety została wypożyczona a on wiedział gdzie zmierza. Tej nocy brama od jego boksu została niedokładnie zamknięta ruszył więc w pogoń. Biegł po śladach lecz one nie są wieczne. W końcu zgubił trop. Nie znając drogi powrotnej błąkał się wycieńczony po pustyni. Nagle znikąd ktoś lub coś go postrzeliło w brzuch. Padł na ziemię. On coś czuł. Najpierw to było okropne i nie do zniesienia lecz powoli przeradzało się w cudowną rozkosz dającą mu niesamowite szczęście. Poczuł ból. Leżał na piasku zakrwawiony i śmiał się jak opętany. Zamkną oczy by zapomnieć o wszystkim i wszystkich a gdy je otworzył był w zupełnie innym miejscu. Leżał na trawie, czysty, bez ran. Tak Saffrin zdobyło nowego mieszkańca.